bannerbanner
Światło Nocy
Światło Nocy

Полная версия

Настройки чтения
Размер шрифта
Высота строк
Поля
На страницу:
4 из 5

*****

Quinn i Warren przeczesywali cały rewir w promieniu pięciu mil od klubu.

„Nic tu nie ma.” Stwierdził Quinn, próbując nie myśleć o ogarniającej go frustracji. Jego zmysły podpowiadały mu, że coś tu nie gra.

Warren wyczuł napięcie w jego głosie. „Po zadymie w magazynie, nic mnie już nie zaskoczy.” W tym momencie zadzwonił jego telefon. Obaj mężczyźni podskoczyli zaskoczeni, zdając sobie sprawę jak bardzo były napięte ich nerwy. Warren wyjął telefon z tylnej kieszeni dżinsów.

„Słucham,” powiedział. Po chwili pokiwał głową. „Jasne, sprawdzimy to.” Warren rozłączył się i schował telefon z powrotem do kieszeni. „To był Nick. Mówił, że w kościele odkryli jakiś podziemny tunel.”

„Trzeba to sprawdzić,” zgodził się Quinn, próbując nie zwracać uwagi na to, że cała jego ciało drżało od adrenaliny i zupełnie nie mogąc sobie wytłumaczyć tego zjawiska.

Nagle nocna cisza została zakłócona przenikliwym rykiem jaguara. Obaj mężczyźni zamarli. Odwrócili głowy w kierunku, z którego dobiegł ten dźwięk, po czym spojrzeli po sobie.

„Kat!” Wykrzyknęli w tym samym momencie.

Warren od razu wyjął z kieszeni telefon komórkowy i umieścił go w nieprzemakalnym elastycznym etui, które przypiął sobie wokół kostki u nogi.

Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, obaj mężczyźni przemienili się w wielkie koty i pobiegli w kierunku miejsca, z którego dobiegał ryk. Mijani przechodnie uciekali z wrzaskiem na widok pędzącej pary olbrzymich drapieżników. Quinn biegł jako pierwszy. Wyskoczył na jezdnię. Nadjeżdżający samochód zahamował tuż przed nim i zatrzymał się z piskiem opon. Samochód, jadący tuż za nim wjechał mu w tył, tym samym wywołując reakcję łańcuchową za sobą.

Warren wskoczył na maskę pierwszego wozu, odwrócił się żeby sprawdzić czy nikt nie ucierpiał, po czym skoczył z powrotem na jezdnię i pocwałował za Quinnem.

Kierowca samochodu, z którego zeskoczył Warren, po chwili otrząsnął się z szoku i wyciągnął telefon komórkowy.

*****

Jason nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Przez ostatnie kilka dni w mieście nie działo się nic specjalnego, a po wyjeździe Tabby i Envy wydawało mu się, że umrze z nudów.

Gdy wreszcie zadzwonił telefon, Jason z dziecięcą radością wyskoczył z fotela, żeby odebrać.

„Straż,” powiedział Jason wyraźnie.

„Dzięki Bogu!” Usłyszał w słuchawce roztrzęsiony głos, „Chciałbym zgłosić coś niezwykłego.”

Jason bezgłośnie wciągnął powietrze, po czym wyjął służbowy notatnik i długopis. „Dobrze. Proszę opowiedzieć co pan zobaczył.”

„Nigdy w życiu nie widziałem czegoś podobnego,” wypowiedział rozmówca ledwo łapiąc oddech. „Przed sekundą widziałem kuguara i jaguara na wolności w samym środku miasta. Kuguar wyskoczył na jezdnię tuż przed moim autem. Musiałem ostro zahamować, żeby w niego nie wjechać. Tuż za nim biegł jaguar. Wskoczył mi na maskę, spojrzał na mnie, po czym się odwrócił i pobiegł dalej za kuguarem.”

„Pewnie znowu ktoś w ZOO nie dopilnował,” skłamał Jason zachowując spokojny ton. Musieli ukrywać fakt, że w ostatnich czasach w mieście pojawiło się niezwykle dużo dzikich zwierząt.

„Niemożliwe,” wykrzyknął roztrzęsiony kierowca. „Jaguar miał przy tylnej nodze pasek z telefonem komórkowym.”

Jason spojrzał na siedzącego obok drugiego strażnika, Jacoba Savage.

„Twierdzi pan, że jaguar biegł przez miasto z telefonem komórkowym, przypiętym do tylnej nogi?” Powtórzył na głos Jason.

Siedzący obok Jacob zakrztusił się kawą. Sięgnął po chusteczki, żeby wysmarkać napój, który wpadł mu do nosa.

„Tak, nie przesłyszał się pan! Dokładnie tak!” Wrzasnął facet po drugiej stronie słuchawki na tyle głośno, że nawet Jacob go usłyszał.

Jason pokiwał głową do słuchawki, „Już dobrze, proszę pana. Zajmiemy się tym. Proszę się uspokoić. Mówi pan, że zwierzęta uciekły, zapewne jest pan teraz bezpieczny. Dziękuję, że pan nas powiadomił.”

Jason szybkim ruchem odłożył słuchawkę po czym spojrzał na telefon tak, jak gdyby to urządzenie miało za chwilę podskoczyć i go ugryźć.

„No to jest wesoło,” wydusił z siebie Jacob, jak już przestał kaszleć.

*****

Warrenowi w końcu udało się dogonić Quinna w momencie gdy zbliżali się do zaułku z którego przypuszczalnie dobiegł krzyk Kat. Skręcając za róg obaj zdążyli jeszcze zobaczyć jak Kat wyrywa krtań jednemu z wampirów, a w tym samym czasie ogromny brunatny niedźwiedź wbija długie ostre pazury w pierś drugiego. Pazury niedźwiedzia przebiły ciało stwora na wylot, po czym cofnęły się i zagarnęły serce wampira, ściskając je i gniotąc jak balon z wodą.

Kat zauważyła kątem oka, że coś jest nie tak… Wyglądało na to, że wampiry rozmnożyły się nagle. Ledwo zdążyła zaczerpnąć powietrza, gdy zaatakował ją jeden z pozostałych wampirów. Krzyknęła przenikliwie, gdy poczuła, że w jej bok wbijają się ostre kły. Kat wbiła pazury w plecy wampira, próbując go od siebie odczepić. Nagle ciężar u jej boku puścił. Kat spadła na ziemię, a ból, utrata krwi i wycieńczenie sprawiły, że straciła przytomność.

Quinn wpadł w szał, gdy zobaczył jak wampir atakuje Kat. Kuguar pobiegł w głąb zaułku, nie zastanawiając się czy Warren jest z nim. Quinn skoczył, przygwoździł wampira do ziemi, warknął złowieszczo i rozszarpał mu gardło ostrymi zębami. Czuł, jak spanikowany wampir próbuje wbić paznokcie w jego sierść, Quinn nie zważał na to, szarpał dalej. Wciąż trzymając wampira zębami za gardło, odwrócił tylko głowę, żeby sprawdzić czy z Kat wszystko w porządku.

Trevor rozprawił się szybko z ostatnim wampirem, rozrywając go na strzępy tak, że pozostał z niego tylko tułów pozbawiony kończyn i głowy. Nagle usłyszał krzyk Kat. Podniósł głowę i zobaczył jak kuguar rzuca się nagle na przyczepionego do Kat wampira. Leżąca na ziemi nieprzytomna Kat wróciła do swojej ludzkiej formy. Trevor zbliżył się do jej nagiego nieprzytomnego ciała, żeby ją chronić przed dalszymi atakami. Nagle usłyszał za sobą głęboki pomruk. Odwrócił się i ujrzał zbliżającego się do niego bardzo wściekłego kuguara, którego wyraźną intencją było zabijanie… Quinn Wilder.

Trevor był już zmęczony walką, a jego instynkty spowolnione. Nie miał siły walczyć z Quinnem, gdy tamten zaatakował go z boku. Siła zderzenia rzuciła Trevorem na ceglany mur w głębi zaułku.

Trevor mruknął i podniósł się na tylne łapy, chwilę wytrzymał w tej pozycji, po czym odchylił się w tył i osunął po ścianie na ziemię. Quinn był coraz bliżej. Trevorovi nie na rękę było przemieniać się na oczach kuguara, ale wiedział, że nie ma wyjścia. Przecież Kat będzie musiała im wszystko opowiedzieć… i tak nie miał teraz już nic do stracenia. W tej postaci Trevor nie mógł ocenić obrażeń pod futrem. Powoli przemienił się w swoje ludzkie ciało i znowu spróbował wstać na nogi.

Quinn zatrzymał się, gdy w nieznajomym zmiennokształtnym rozpoznał faceta, którego widział już w klubie… Warren chyba mówił, że ma na imię Trevor. Warknął, gdy jego zmysły podpowiedziały mu, że Trevor nie jest zwyczajnym zmiennokształtnym… Quinn nigdy przedtem nie miał do czynienia z czymś takim. Ale to, że nie wiedział z kim lub czym ma do czynienia wcale nie osłabiło jego złości.

Podszedł jeszcze bliżej. W tym momencie Warren wypełnił swoją osobą przestrzeń, która ich oddzielała od siebie i przybrał ludzką postać. Trevor zatoczył się znowu. Warren złapał go za rękę nie pozwalając osunąć się na ziemię. Nie widział powodu dla którego miałby pozwolić Quinnowi na skopanie tyłka rannemu mężczyznie.

Trevor spojrzał na Warrena na wpół przytomnym wzrokiem, uśmiechnął się i wyszeptał, „Niezły bajzel, wszyscy jesteśmy na golasa,” po czym zemdlał.

Warren potrząsnął głową i też się uśmiechnął, w myślach przyznając Trevorovi rację. To była jedna z sytuacji, kiedy Warren był sobie wdzięczny za przewidywalność i to, że pomimo braku ubrania miał przy sobie telefon komórkowy. Delikatnie opuścił nieprzytomnego mężczyznę na ziemię i miał już sięgać po komórkę, gdy usłyszał rozdrażnione pomruki Quinna.

Quinn, już teraz w ludzkiej postaci schylał się nad nieprzytomną Kat. Jej ubranie leżało parę kroków dalej, ale podarte w trakcie nagłej przemiany było teraz w strzępach i już nie nadawało się do użytku. Quinn stwierdził, że o ubraniu będzie myślał później. Teraz skanował wzrokiem ciało Kat, szukając obrażeń. Jego oczy zatrzymały się na krwawiącej ranie po wewnętrznej stronie uda.

Quinn lekko przesunął jej nogę, żeby zbadać ranę. Zamarł, gdy jego oczom ukazał się znak przynależności. Z jego gardła wydobył się głuchy pierwotny dźwięk. Ktoś przed nim połączył się z Kat, zostawił na jej ciele znak przynależności i porzucił ją.

Quinn czuł, że zazdrość wzbiera w nim jak gorąca lawa. Pochylił się nad nieprzytomną dziewczyną i zaczął ją obwąchiwać, próbując znaleźć na niej ślad obcego zapachu. To wkurzyło go jeszcze bardziej… nie wyczuwał na jej ciele zapachu obcego mężczyzny… Kat pachniała po prostu cudownie.

Patrząc na mężczyznę, nad którym w tej chwili pochylał się Warren, Quinn zastanawiał się, czy znak przynależności na ciele Kat pochodził od tego przemieniającego się w niedźwiedzia blondyna.

Warren sięgnął po komórkę nie zważając na szalejącego Quinna. Kat potrzebowała pomocy, a on wcale nie zamierzał informować Quinna o tym, kto pozostawił znak przynależności na ciele jego siostry. Niech sam próbuje to rozgryźć.

„Dr Tully?” Powiedział do słuchawki Warren i uśmiechnął się. „Dzięki, u mnie wszystko w porządku. Czy mogłaby pani zajrzeć do Tańca Księżyca? Moja siostra i jej znajomy, Trevor mieli kłopoty i teraz potrzebują specjalnej pomocy medycznej. Takiej, którą tylko pani może zapewnić.”

Warren słuchał przez chwilę, po czym pokiwał głową i dodał, „Dziękuję pani serdecznie.”

„Nie wiedziałem, że znasz Doktor Tully.” Powiedział cicho Quinn. On sam ją poznał niedługo po rozłamie między ich rodzinami.

Warren uśmiechnął się pod nosem wybierając kolejny numer. Czy Quinn sobie wyobrażał, że ma wyłączność na szpiegowanie? „Nick w kółko wpadał w jakieś kłopoty. Doktor Tully zawsze pomagała nam go poskładać. Jej dom jest zawsze otwarty, gdybyśmy potrzebowali kryjówki.”

„Dziwię się, że się u niej do tej pory nie spotkaliśmy.” Odpowiedział Quinn podejrzliwym tonem.

„Nick, jesteśmy w zaułku kilka przecznic na zachód od klubu. Potrzebujemy podwózki. Podjedź Hummerem. Weź ze sobą jakieś ubranie dla naszej siostry i trzech mężczyzn.” Warren odłożył słuchawkę nawet nie czekając, aż Nick odpowie i skierował swoją uwagę z powrotem na Trevora.

„Czy to on oznaczył Kat?” Zapytał Quinn zaczepnie.

„To nie moja sprawa,” odpowiedział Warren, „Ode mnie na ten temat nic się nie dowiesz.”

Rozdział 5

Nick zaledwie zdążył zostawić Stevena i Jewel przed drzwiami Światła Nocy, kiedy zadzwonił jego telefon. Jewel była bardzo spokojna po wyczynie Deana w kościele. Nick zauważył, że czar rzucony przez Deana chyba zaczynał tracić swoją moc. Im bardziej oddalali się od kościoła, tym większa była jej paranoja. Nick mógł tylko współczuć swojemu przyjacielowi tego, przez co będzie musiał przejść, jak dziewczyna całkiem dojdzie do siebie.

Nick pomachał Stevenowi i sięgnął po telefon, o mało nie upuszczając go na podłogę samochodu. W końcu, po trzecim dzwonku wcisnął zieloną słuchawkę na wyświetlaczu.

„Słucham,” powiedział. Po tym co usłyszał, wyraz jego twarzy zmienił się nagle. Nick mocno wcisnął pedał gazu. Na szczęście siedział już w Hummerze, gdyż wybrał właśnie ten samochód, żeby zawieźć Stevena i Jewel do Światła Nocy.

Po chwili zastanowienia odetchnął z ulgą, przypominając sobie, że w samochodzie Warrena znajdowały się jakieś ubrania pozostawione tam po ich ostatnim wypadzie pod namiot. Nikomu nie chciało się wyjmować tych rzeczy z samochodu. Dzięki temu teraz Nick nie musiał wracać do domu. Dobrze się składało, że Warren i Quinn byli podobnej budowy… nie ma to jak wciskać się w cudze zbyt ciasne ciuchy.

Nick uruchomił aplikację śledzenia GPS w telefonie i już po chwili miał na mapie dokładną lokalizację Warrena. Nie zdejmując nogi z pedału gazu Nick skręcił za róg, obawiając się tego, co go może czekać na miejscu.

Po chwili zastanowienia Nick wyjął telefon z kieszeni i zadzwonił do Devona, żeby poinformować go o rozwoju wydarzeń. Devon wyjechał z własnej woli, ale przed wyjazdem wymusił na Nicku obietnicę, że będzie go regularnie o wszystkim informował.

*****

Po wejściu do klubu Steven odprowadził Jewel na górę. Jak już byli w jego pokoju, Steven przymknął drzwi, nie przekręcając jednak klucza w zamku. Nie chciał, żeby Jewel czuła się jak w więzieniu.

Jewel zamrugała oczami i zaczęła się rozglądać po pokoju. Było tam ogromne łóżko, przykryte grubą ciemnozieloną narzutą. Na łóżku znajdowało się kilka poduszek, a obok nich leżał wypchany kuguar. Na ten widok Jewel nie mogła powstrzymać nerwowego śmiechu.

Naprzeciwko łóżka stała elegancka czarna komoda z lustrem, a obok niej donica z bambusem. Po drugiej stronie pokoju znajdowały się dwie wygodne pufy, a na ścianie wisiał ogromny telewizor z płaskim ekranem. Na podłodze przed telewizorem były rozrzucone różne gry, obok nich leżała konsola.

Jewel nie miała pojęcia w jaki sposób była taka spokojna. Spokój zresztą teraz ustępował, a na jego miejsce powoli wkradało się przerażenie. Co ona tutaj w ogóle robi?

„Dlaczego mnie tu przyprowadziłeś?” zapytała Jewel odwracając się i patrząc Stevenowi prosto w oczy.

„Bo tu jest bezpiecznie,” odpowiedział Steven. „Nie możesz wrócić do swojego narzeczonego, ani do ojca.”

Cały jej spokój nagle się ulotnił. Rozdrażniona Jewel potrząsnęła energicznie głową. „Nie ma opcji, ja muszę wracać! Anthony mnie zabije jak nie wrócę!”

„Nie zabije cię, jak cię nie znajdzie,” odpowiedział Steven spokojnym tonem, który jednocześnie był na tyle lodowaty, że w pokoju nagle zrobiło się chłodno.

„A co z Ojcem Gordonem?” Zapytała Jewel podniesionym głosem. „Jeżeli jego znajdą, zaraz się też dowiedzą gdzie ja jestem.” Dziewczyna zaczęła przemierzać pokój tam i z powrotem. „Tata strasznie się wkurzy, a Anthony… boję się nawet myśleć o tym, co on może zrobić.”

W tym momencie Stevenowi stanęło przed oczami wspomnienie jej posiniaczonego policzka. „Dlaczego do cholery próbujesz chronić tatusia, skoro on nie ruszy palcem, żeby zadbać o twoje bezpieczeństwo?”

„Nie masz prawa tak mówić!” Krzyknęła na niego Jewel, czując się bardziej pewna siebie teraz, kiedy on także na nią krzyczał.

„Wiesz co? Nie będę cię zatrzymywał,” Steven szeroko otworzył przed nią drzwi. „Tu jest wyjście. Wracaj do swojego narzeczonego zawieraj pod przymusem związek małżeński, skoro tatuś nie potrafi zadbać o rodzinę i interesy. Żaden normalny ojciec nie poświęcił by własnej córki, żeby spłacić własne długi!”

Jewel zrobiła jeden niezdecydowany krok w kierunku drzwi, po czym zatrzymała się, cofnęła i zrezygnowana opadła na łóżko. Spojrzała jeszcze na stojący przy łóżku budzik mając jednak pełną świadomość tego, że tak czy inaczej jest już za późno na odwrót. Druga rano. O tej porze zmieniają się ochroniarze. Gdyby miała się wkraść z powrotem do własnego pokoju i nie dać się złapać, to właśnie w tym momencie.

„Co mam teraz robić?” Jewel spojrzała na niego ze łzami w oczach. „Dokąd mam pójść?”

Steven zamknął drzwi i uklęknął przy niej. „To może zaczniemy od tego, że opowiesz mi wszystko od początku?”

„Co dokładnie chcesz wiedzieć?” Zapytała Jewel.

Steven obdarzył ją ciepłym uśmiechem, „Może zaczniemy od twojego nazwiska.”

Jewel westchnęła, „Nazywam się Jewel Scott, mój ojciec zarządza ośrodkiem w Palm Springs… którego właścicielem jest mój… narzeczony. Boże, to słowo przyprawia mnie o mdłości.”

Steven poczuł nagle jak z jego ramion spada ogromny ciężar, widząc jak bardzo nieprzyjemna dla niej była perspektywa wymuszonego małżeństwa z tym typem… w tej sytuacji w ogóle nie było mowy żeby do tego dopuścić. „OK, spróbuj się uspokoić i wyluzować. Opowiedz wszystko od początku,” zasugerował.

Jewel zrobiła głęboki wdech i spokojnie powoli zaczęła opowiadać, uwalniając się od wszystkiego co leżało jej na sercu. „Byłam w szkole z internatem, kiedy tata zaczął mieć jakieś kłopoty z ośrodkiem. Odwiedził go jakiś tajniak, który prowadził dochodzenie w sprawie zorganizowanej przestępczości w okolicy. Kiedy tata dowiedział się kim był ten facet… kazano mu go usunąć… na zawsze.”

Steven pokiwał głową, „Co się wydarzyło dalej?”

„Tata zbyt długo zwlekał, nie mógł się zdecydować… w tym czasie agent przekazał wszystkie zebrane informacje swoim zwierzchnikom. W pewnym momencie po agencie słuch zaginął. Zaniepokojone FBI przysłało kolejnych tajniaków, a tatuś został aresztowany. Anthony Valachi wpłacił za niego kaucję, a następnie coś zrobił. Nie wiem dokładnie co, chyba kogoś przekupił. Ostatecznie sprawa została umorzona.”

„A teraz tata ma dług wobec swojego szefa. Tata nie wiedział jak ma się wypłacić. Kiedy wróciłam z internatu, powiedział, że zaręczył mnie z Anthonym, i że bardzo się cieszy.”

Jewel głęboko wciągnęła powietrze i otarła łzy. „Jestem za młoda, żeby wychodzić za mąż. Chciałabym coś zrobić, coś osiągnąć… pójść na studia, może do pracy, podróżować… Ten facet ma dwa razy tyle lat co ja! Teraz czuję się jak więzień… niewolnica tego skurwiela i ofiara błędów mojego ojca.”

Steven pokiwał głową, z trudem pokonując w sobie odruch chodzenia w tę i we w tę. W końcu dał za wygraną i zaczął przemierzać pokój tam i z powrotem. „Z tym da się coś zrobić,” stwierdził stanowczo, nie przestając chodzić. Jego mózg pracował na pełnych obrotach.

„Jasne, zrobisz coś,” powiedziała Jewel sarkastycznie, „Sam to załatwisz, czy może masz wojsko na podorędziu?” W tym momencie przypomniał jej się anioł, którego ujrzała w kościele. Jewel spojrzała z nadzieją na Stevena.

Steven myślał gorączkowo. Nazwisko faceta brzmiało znajomo. Nagle przypomniał sobie, gdzie je słyszał. Micah miał z tym typem jakiś konflikt parę tygodni temu… zanim zniknął. Właściwie Micah wyrzucił gościa z klubu, a przedtem skopał mu tyłek. Steven wciąż wspominał z rozbawieniem całą tę sytuację.

Chociaż Quinn uważał, że to wcale nie było zabawne. Może dlatego, że zdawał sobie sprawę, że Anthony jest jakąś mafijną szychą i nie chciał, żeby Micah miał kłopoty. Faktycznie, to musiał być ten wieczór, kiedy Micah zapadł się pod ziemię.

Przechodząc obok Jewel, Steven przyjrzał się jej uważnie. Miała rację, Anthony Valachi musiał być dwa razy starszy od niej. Co za nadęty skurwiel! W życiu nie pozwoli zbliżyć się do niej temu facetowi ani jej patologicznemu ojcu. Skoro o ojcu mowa… ciekawe, jak sobie radzi ojczulek ksiądz… w kościele. Teraz ksiądz był mu winien przysługę, a z pomocą Deana… to by się dało załatwić.

Steven odblokował komórkę, wybrał jakiś numer i z uśmiechem na ustach czekał na odbiór. „Dean? Jesteś wciąż w kościele? Dobrze. Sprowadź księdza i zaczekajcie tam na mnie.” Steven zakończył połączenie i zbliżył się do Jewel. Uklęknął przed nią i zaczął opiekuńczo głaskać jej dłonie.

„Jak daleko zamierzasz się posunąć?” Zapytał spokojnym głosem, przyglądając się jej uważnie.

„Sama ucieczka z domu nie wystarczy,” powiedziała Jewel załamującym się głosem. Wkurzało ją to, że nie potrafi ukryć swojego przerażenia. Zagryzła dolną wargę zastanawiając się, co Steven zamierza zrobić.

„Jeżeli wszystko potoczy się według planu, nie będziesz musiała się stąd nigdzie ruszać.”

„Co ty sobie myślisz?” Zapytała zmieszana Jewel, próbując uwolnić swoje dłonie.

„Myślę, że nie możesz dwa razy wyjść za mąż.” Steven drgnął, gdy Jewel wyszarpnęła ręce. Wstając z podłogi patrzył jak Jewel cofa się na łóżku, jak najdalej od niego.

„Wysłuchaj mnie…” zaczął.

„Nie!” Krzyknęła Jewel zeskakując z drugiej strony materaca, czując się trochę bardziej bezpieczna teraz, gdy oddzielało ich łóżko. Jej twarz oblał rumieniec, gdy zdała sobie sprawę, że między nimi jest łóżko i że ten fakt będzie miał podwójne znaczenie jeżeli zgodzi się na to szaleństwo.

Jewel odwróciła wzrok. „Powtarzam po raz kolejny: nie chcę wychodzić za mąż! Dlaczego do cholery miałabym cię poślubić?”

Źrenice Stevena zwęziły się, gdy usłyszał ten afront, ale nie mógł pozwolić, żeby zginęła przez własną dumę. Wiedział, że nie da za wygraną nawet gdyby musiał ją przestraszyć. Przecież chodziło o jej życie. Poza tym… Jewel była jedynym śladem, który mógł go doprowadzić do Micah. Steven uśmiechnął się do swoich myśli. Teraz miał podwójny powód, żeby zrobić to co zamierzał.

„Pytasz, dlaczego miałabyś za mnie wyjść? Dlatego, że jeżeli jesteś w stanie udawać przed swoją i moją rodziną, że to małżeństwo jest prawdziwe… nie będziesz musiała ze mną sypiać. A jeżeli cię interesuje moje wojsko, pamiętaj, że nie jestem człowiekiem. To dotyczy także mojej rodziny i przyjaciół. Dlatego, jeżeli twój niedoszły mąż będzie chciał się zemścić… będzie miał z nami do czynienia.”

„Dlaczego w ogóle chcesz to zrobić?” Jewel pokiwała głową z niedowierzaniem. „A poza tym, jak mam udawać?”

Steven wskazał ręką na łóżko między nimi. „Tak się składa, że mój brat gdzieś zaginął. Zniknął jakieś dwa tygodnie temu, a ostatnią osobą z którą rozmawiał, nie licząc rodziny, był twój niedoszły mąż. Dodam, że nie była to przyjacielska pogawędka. Dlatego najlepszym sposobem na zwrócenie jego uwagi jest ucięcie sznurka, za który pociąga.”

„Jeżeli chodzi o twoje drugie pytanie, jeżeli chcesz, żeby nam uwierzyli, musimy sprawiać wrażenie zakochanych. Musimy być raczej przekonujący. Ale kiedy będziemy sami, ty śpisz po jednej stronie łóżka, ja po drugiej. Żebyś nie miała złudzeń, ja też sobie cenię swoją wolność. Jeżeli potrafisz udawać, ja też sobie z tym poradzę.”

Teraz Jewel sprawiała wrażenie trochę mniej spiętej, chyba zaczynał do niej docierać o co mu chodzi. „I nikt poza nami nie będzie wiedział?”

„Tylko Dean, nasz… anioł stróż,” Steven uśmiechnął się widząc, że słysząc te słowa, ręka dziewczyny instynktownie podniosła się do policzka, wyleczonego przez Deana w tak spektakularny sposób.

„A jak już Anthony przestanie sprawiać kłopoty?” Wyszeptała.

„Wtedy nasz drogi ojczulek unieważni małżeństwo i się pożegnamy. Ale zanim to się stanie, musi najpierw udzielić nam ślubu… musimy go jakoś przekonać. Ksiądz musi mieć pewność, że się kochamy i że małżeństwo zostało już skonsumowane.” Jewel spojrzała na niego z przerażeniem w oczach. Steven tylko wzruszył ramionami, „Jest księdzem, a księża nie kalają się kłamstwem. Dlatego my powinniśmy go w tym wyręczyć. Jak już będzie po wszystkim, wyjawimy mu prawdę.”

„Ale nie będziemy konsumować tego małżeństwa?” Jewel chciała mieć całkowitą pewność co do tego, co ją czeka.

„Nie wiem jak ty, ale ja potrafię się kontrolować,” Steven spojrzał prosto na nią. Czuł, że wygrał tę pierwszą bitwę. Pozostawało się modlić, żeby naprawdę był w stanie zapanować nad swoim pożądaniem. Już teraz walczył ze sobą, żeby nie przeskoczyć na jej stronę łóżka i kochać się z nią, nie pozostawiając już żadnych szans Anthony’emu Valachi.

Jedno wiedział na pewno. Jego klan już teraz toczył wojnę z wampirami. Wchodzenie w kolejny konflikt było zbyt ryzykowne, chyba że sprawa dotyczyła członka rodziny.

„Czy jesteś dobrą aktorką? Jeżeli moja rodzina nie uwierzy, że jesteśmy zakochani… wszystko przepadnie, zanim wyschnie atrament na naszym świadectwie ślubu.”

Usta Stevena otwarły się lekko, widząc jak Jewel uśmiecha się do niego uwodzicielsko i zbliża w jego stronę. Steven ani drgnął w oczekiwaniu na jej dalsze ruchy. Dziewczyna zbliżyła się do niego na kolanach, zarzuciła mu ręce na szyję i przyciągnęła do siebie, aż ich usta się zetknęły.

To było zupełnie niewinne muśnięcie, które jednak, jak kubeł zimnej wody pozwoliło Stevenovi zrozumieć, że Jewel była dziewicą.

Jewel walczyła ze sobą, żeby się nie cofnąć, kiedy Steven przyciągnął ją mocno do siebie. Jej usta były wciąż zaciśnięte, ale uchyliła je lekko, gdy poczuła zdecydowany dotyk jego warg. Ku swojemu zdziwieniu, jednocześnie poczuła nieznane dotąd łaskotanie w dole brzucha.

Tylko delikatnie… Steven w myślach powtarzał to jak mantrę gdy pochylił się do niej i pogłębił pocałunek. Czując, natychmiastową reakcję swojego ciała, Steven zdecydowanie oparł ręce na jej ramionach i delikatnie odsunął ją od siebie. Uśmiechnął się do niej ciepło, widząc w jej oczach zaskoczenie zmieszane z budzącym się pożądaniem.

„Tak, dokładnie o to mi chodziło.” Opuszkami palców pogładził ją po podbródku po czym odwrócił wzrok, „To jak, wyjdziesz za mnie?”

*****

Warren i Quinn jednocześnie podnieśli głowy, gdy usłyszeli silnik zbliżającego się Hummera. Nick zaparkował w pośpiechu i rzucił się do bagażnika po ubrania.

„Co tu się u licha stało?” Zapytał, podając im ubranie.

„Wygląda na to, że Kat postanowiła wyjść z klubu,” odpowiedział Warren, zakładając zwykły biały T-shirt. „Nie wiemy jeszcze dlaczego jest z nią Trevor.”

На страницу:
4 из 5