Полная версия
Światło Nocy
Steven systematycznie pracował nad tym, aby ich jednak zniechęcić. Zaletą było to, że nawet najmniejsze kłopoty wykurzały ich z klubu. Steven miał nadzieję, że tym razem już na dobre. Irlandzka mafia, włoska mafia, rosyjska mafia, członkowie IRA, dawni członkowie KGB, Yakuza, a nawet tajemniczy Illuminati… Steven miał gdzieś, do jakiej należeli organizacji. Wszyscy byli siebie warci nawzajem. Ale bywały momenty, kiedy nie zaszkodziłoby mieć takich typów po swojej stronie.
„Proszę do niej zadzwonić i powiedzieć, żeby dzisiaj nie przychodziła.” Podsunął staremu księdzu telefon i czekał z założonymi rękami.
Ksiądz zacisnął wargi. Gdyby jej ojciec odebrał telefon, Jewel miałaby kłopoty, kto wie, cała ta sprawa mogłaby się dla niej skończyć tragicznie. A i jego nie uratowałby nawet fakt, że jest osobą duchowną. „Ona nie przyjdzie,” powiedział z wahaniem w głosie, po czym spojrzał na zegarek i dodał już trochę pewniej, „Gdyby miała przyjść, już by tu była.”
Steven poczuł się zawiedziony, że jej nie zobaczy, a jednocześnie cieszył się, że dziewczyna jest bezpieczna. Potrzebując odwrócić myśli wstał i odstawił krzesło tam, skąd je wziął. „Wrócę jak skończymy i powiem księdzu jak nam poszło.”
„Zaczekaj!” zawołał ksiądz, w momencie gdy Steven otwierał drzwi, „Gdybyś ją zobaczył…”
„Wiem, przyślę ją od razu na górę do księdza,” obiecał Steven i zamknął za sobą drzwi.
Szedł długim korytarzem i zastanawiał się. Na tym piętrze nie wyczuwał nic podejrzanego, teraz zależało mu na tym, żeby znaleźć Nicka zanim coś się wydarzy. Rozglądał się, schodząc na dół, ale Nicka nigdzie nie było.
„Gdzie on do cholery może być?” wymamrotał Steven i zaczął sprawdzać zamknięte drzwi.
W pewnym momencie zauważył, że drzwi od piwnicy są otwarte na oścież. Steven zbeształ się mentalnie gdy zrozumiał tok myśli Nicka. ‘No tak… podziemia, zakamarki,’ pomyślał ‘A niech to!’
Steven zbiegł ze schodów do piwnicy celowo robiąc przy tym dużo hałasu. Na dole wciągnął do płuc zatęchłe powietrze i zmarszczył nos z obrzydzeniem. ‘Strasznie tu śmierdzi.’
Zbliżył się do następnych otwartych drzwi i wszedł do środka. Jego oczom ukazał się następujący widok: tuż przed nim, naprzeciwko otwartego pieca stał Nick i metalowym prętem badał coś, co znajdowało się w środku.
„Znalazłeś coś?” zapytał Steven.
W odpowiedzi Nick odsunął się i wyjął pręt z ognia. Na jego końcu znajdowały się zwęglone resztki ludzkiej czaszki. „Myślę, że to może byś jedna z zaginionych osób. Teraz to już nie ma co liczyć, że się odnajdzie.”
„Albo mi się wydaje, albo w tym kościele dochodzi do porachunków mafii,” podsumował Steven.
„Co, w kościele katolickim?” zapytał Nick, „To nie ma już na tym świecie żadnych świętości?”
Steven tylko wzruszył ramionami i dodał, „Wychodzi na to, że nic nie jest pewne, tylko śmierć i podatki.”
Nick wrzucił czaszkę z powrotem do pieca i zamknął drzwiczki. „A w naszym przypadku, futro i kociaki.”
Obydwaj parsknęli śmiechem, po chwili jednak Steven spoważniał. „Dobra, nie czas na żarty.”
Rozdzielili się znowu, a każdy z nich poszedł przeszukiwać inną stronę tego dużego pomieszczenia, aż Steven dostrzegł coś za jednym z pojemników na śmieci, wypełnionych drewnianymi listwami.
„Nick, chodź mi pomóc,” zawołał.
Nick zbliżył się i pomógł Stevenowi odsunąć pojemnik na tyle, żeby można było dostrzec, co zasłania. Ich oczom ukazał się niewielki tunel, który został wykuty w kamieniu i prowadził prosto w głąb ziemi. W tym miejscu panował całkowity mrok. Było tak ciemno, że nawet ich koci wzrok mógł niewiele dostrzec.
„Idę to sprawdzić,” powiedział Nick, zamierzając przecisnąć swoje szczupłe ciało przez tunel.
W tym momencie Steven szybko złapał go za rękę i potrząsnął głową. „Nie ma mowy, wracamy i powiadomimy Warrena i Quinna o naszym odkryciu. Jeden z kuguarów zniknął, obawiam się, że to o jednego za dużo. Nie chcę, żeby tobie też coś się stało.”
„O rany,” uśmiechnął się Nick i otoczył Stevena ramieniem, „Ty…” kontynuował Nick teatralnym tonem, „…naprawdę się o mnie troszczysz.”
Steven z siłą odepchnął Nicka tak, że jaguar odbił się od ściany, „Kretyn!” wymamrotał, podczas gdy Nick nie przestawał się śmiać. „Wynośmy się stąd.”
Zanim wydostali się z piwnicy, Steven był coraz bardziej przekonany, że gdzieś po drodze Nick stracił rozum. W kościele panowała śmiertelna cisza. Steven spojrzał w kierunku korytarza, prowadzącego do schodów na piętro do zakrystii, gdzie czekał stary ksiądz.
„Zaczekaj tu chwilę,” zwrócił się do Nicka. „Muszę wpaść jeszcze na chwilę do księdza.”
Nick wzruszył ramionami i oparł się o ławę.
„Cześć Steven.” To niespodziewane powitanie zaskoczyło ich obu.
Nick podskoczył, Steven wydał z siebie stłumiony krzyk, potknął się o własne nogi i jak długi rozłożył na podłodze. Nick zamrugał szybko próbując coś dostrzec. Z cienia wyszedł ciemnowłosy mężczyzna, uśmiechając się szeroko do Stevena.
„Dean, do cholery!” Wrzasnął Steven i dźwignął się z powrotem na nogi. „O mało nie narobiłem w spodnie.”
Dean roześmiał się i oparł o filar, krzyżując ręce na piersi. „Tak łatwo cię wystraszyć.”
„Wal się!” wymamrotał Steven, „Teraz idę pogadać z księdzem. Zaraz wracam.”
„Nie zapomnij oddać alby,” podpuszczał go Dean, „Będzie przykro jeżeli jakiś dzieciak nie znajdzie swojej szaty.”
Na te słowa Steven znieruchomiał, po czym odwrócił się nagle i spojrzał spode łba na upadłego.
„O jaką albę ci chodzi?” zapytał Nick, a jego brwi uniosły się wysoko, „Założyłeś albę?”
„Musiałem się przemienić w trybie natychmiastowym. Ratowałem tę dziewczynę. Pieprzony wampir wysysał z niej całą krew,” próbował bronić się Steven.
„Uhm,” przytaknął Dean, „Ta sama dziewczyna, która przyglądała się jak dostajesz łomot.”
„Jasne, mówisz tak, jakbyś nigdy nie dostał w dupę,” odciął się Steven.
Dean zastanowił się przez chwilę. „Nie, naprawdę nigdy nie dostałem w dupę, ale to nie znaczy, że nikt nigdy nie próbował mnie pokonać.”
„Argh!” z gardła Stevena wydobyły się jakieś nieartykułowane dźwięki, gdy szybkim krokiem przemierzał salę w kierunku schodów.
Nick spojrzał na Deana ukradkiem, „Czy masz pomysł, co on zrobił z tą albą?”
„Schował pod łóżkiem,” odpowiedział upadły.
Nick uśmiechnął się chytrze, „Cóż, teraz mam na niego niezłego haka, dzięki.”
„Proszę bardzo, uwielbiam patrzeć, jak się wkurza… czy jemu się naprawdę wydaje, że ja cały czas myślę tylko o tym, żeby sprawić mu lanie?”
„Sadysta,” zachichotał Nick.
„Jakbyś zapomniał, jestem upadłym aniołem,” odpowiedział Dean, „Nie mamy tu zbyt dużo rozrywki.”
Steven zbliżył się do drzwi za którymi urzędował ksiądz i już podnosił rękę, żeby zapukać, kiedy usłyszał głosy, dochodzące zza drwi. Rozpoznał po głosie księdza staruszka, drugi głos należał do kobiety. Steven opuścił rękę i przyłożył ucho do drzwi.
Jewel przemierzała pokój tam i z powrotem, próbując zebrać myśli. Pierwszą rzeczą, która przyszła jej do głowy przy wejściu do zakrystii, było wspomnienie nagiego faceta… czy też zmiennokształtnego, którego widziała tu tamtej nocy, gdy zaatakowały ją wampiry. Zupełnie nie mogąc się skupić, Jewel przez ostatnie pięć minut automatycznie odpowiadała na pytania księdza, dotyczące tamtej nocy, ale cała jej uwaga była skupiona na większym problemie.
„Nie powinnaś tu się zakradać w środku nocy,” pouczał ją stary ksiądz. „To zbyt niebezpieczne. Co by się stało, gdyby przyłapał cię twój ojciec albo narzeczony?”
Jewel zdecydowanym krokiem podeszłą do biurka i walnęła w nie otwartą dłonią. „To właśnie oni sprawiają, że po nocy muszę wykradać się przez okno z mojego własnego pokoju… przemykać się tak, żeby nie zauważyli mnie uzbrojeni ochroniarze i znów nie osadzili w areszcie domowym. A potem pokonywać tę samą drogę z powrotem i nie dać się złapać.”
„Twój ojciec próbuje cię chronić.” Ksiądz starał się uspokoić dziewczynę, ale w duchu przyznawał jej rację. Jej ojciec przychodził do niego co tydzień, spowiadał się… w nadziei, że oczyści swoje ręce i sumienie z przelanej krwi.
„Nieprawda! Próbuje mnie wydać za mąż za swojego wspólnika, któremu jest winien kasę. A ja nie mam nic wspólnego z tym długiem. Czy w tym kraju jest jakiekolwiek prawo, które by zakazywało handlu żywym towarem?”
„Chyba nic już nie rozumiem. Kiedy razem z Anthony’m przyszliście tutaj na spotkanie, mówiłaś go że kochasz całym swoim sercem.” Zaznaczył ksiądz, po czym dodał, „Nie powinno się kłamać w takich sprawach. W oczach Pana to straszna hańba.”
„A czy pamięta ksiądz tych dwóch ochroniarzy, którzy stali za naszymi plecami… czy w ogóle ich ksiądz zauważył? Jeden z nich wciskał mi lufę pod łopatkę, gdy to mówiłam. Nigdy w życiu nie mogłabym pokochać takiego samolubnego gruboskórnego brutala jak Anthony. Zagroził mojemu ojcu, że go zabije, gdybym nie zgodziła się na to małżeństwo. Jeszcze dzisiaj, kiedy próbowałam przemówić mojemu ojcu do rozsądku, tłumacząc że nie chcę mieć nic wspólnego z Anthony’m, tak mnie uderzył, że mogłam policzyć wszystkie gwiazdy.”
Zdziwienie odmalowało się na twarzach obojga, kiedy nagle drzwi do zakrystii otworzyły się z hukiem i odbiły od ściany z taką siłą, że spadło z niej kilka obrazków i pozłacany krucyfiks.
W drzwiach stał Steven i przyglądał się im obojgu. Widząc na policzku Jewel duży ciemny siniak, Steven poczuł, że traci panowanie nad sobą. „Chodźcie ze mną,” zarządził.
Widząc, że tajemniczy nieznajomy żyje, Jewel poczuła jak uginają się pod nią kolana. Od momentu ucieczki wielokrotnie o nim myślała, a w zasadzie o tym że zapewne zginął z rąk wampirów. Były chwile, kiedy myśl o tym, że uciekła doprowadzała ją do łez. Teraz, gdy już mogła swobodniej oddychać, zbierało jej się na krzyk.
Jak to się działo, że za każdym razem, kiedy chciała porozmawiać z księdzem w cztery oczy, coś się musiało wydarzyć? Była pewna, że mniej się bała nieznajomego zmiennokształtnego, niż swojego wymachującego bronią narzeczonego. Dlatego w tej sytuacji postanowiła się nie ruszać, chyba że zawyje syrena przeciwpożarowa, czy niespodziewanie pojawi się jakiś wampir.
„Nie tym razem,” zwróciła się do tajemniczego mężczyzny i splotła ręce na piersi.
„A ja nie zostawię kościoła bez opieki,” ksiądz zamierzał dodać coś jeszcze, ale Steven wszedł mu w słowo.
„Czy ksiądz zawarł układ z diabłem i postanowił oddać parafię wampirom?” powiedział, zdecydowanym krokiem zbliżając się do biurka. „Czy to ksiądz spala ludzkie szczątki w kotłowni?” Kapłan tylko otworzył usta w niemym zdumieniu, podczas gdy Steven ciągnął dalej, „Czy to może grzesznicy, którzy przychodzą do księdza po sakrament pokuty, dokonali masowych zabójstw w kościelnej piwnicy i wykopali tunel, żeby zapewnić sobie drogę ucieczki?”
„O Boże!” Kapłan z przerażeniem w oczach spojrzał na Stevena. „Jeżeli teraz opuszczę kościół, kiedy będę mógł tutaj wrócić?”
„Wezmę od księdza numer telefonu. Odezwę się za kilka godzin. Proszę tu nie wracać, zanim się z księdzem nie skontaktujemy.” Odetchnął z ulgą, widząc że jego argumenty podziałały, a leciwy ksiądz krząta się po biurze, szukając rzeczy, które chciałby zabrać ze sobą.
Jewel usiłowała zachować spokój, skradając się w kierunku otwartych drzwi. Wolność… dlaczego zawsze musiała uciekać od szaleńców?
„Nie chcesz chyba, żebym cię gonił?” wycedził Steven, nagle odwracając wzrok w jej stronę. „Powiedziałem wyraźnie. On może odejść do domu… ty nie.”
Zaskoczona Jewel lekko otworzyła usta, zatrzymując się w pół kroku. Za kogo on się uważa, żeby jej rozkazywać? Mocno zacisnęła zęby, gdy zorientowała się, że posłuchała go wbrew własnej woli. W geście sprzeciwu uniosła brodę do góry. Nagle coś do niej dotarło. W momencie, kiedy się stąd wyrwie, będzie uciekać… od tego wszystkiego i od nich wszystkich, w tym od ojca.
„Co zamierzasz z nią zrobić?” Zapytał wzburzony ksiądz.
„Dokładnie to, czego ksiądz nie potrafi… chronić ją,” powiedział Steven ostro, nie życząc sobie dalszych dyskusji na ten temat. Widok siniaka na policzku Jewel sprawił, że ledwo nad sobą panował. Na pewno nie zamierzał odesłać Jewel do człowieka, który jej to zrobił.
„Nie potrzebuję kolejnego opiekuna,” zaczęła mówić Jewel, zamierzając wyjść, ale stanęła jak wryta widząc w drzwiach dwóch niebezpiecznie wyglądających osobników.
Będąc na dole Dean wyczuwał niepokój Stevena. Teraz, kiedy ujrzał dziewczynę, która spowodowała ten niepokój, zrozumiał dlaczego. Czytając w jej duszy, dostrzegł tam nieuchwytny cień anioła śmierci.
„Mylisz się,” Dean poruszał się z taka prędkością, że nawet dwaj zmiennokształtni nie mogli za nim nadążyć wzrokiem, „Ktoś musi cię chronić.”
Jewel ledwo powstrzymała krzyk, czując jak jego dłoń dotknęła jej bolącego policzka. Jego oczy przybrały srebrzysty odcień. Jewel nagle poczuła, jak rozpuszcza się lodowaty uścisk, który od dłuższego czasu zaciskał się wokół jej serca. Nagle zalała ją fala uczuć, o których istnieniu od jakiegoś czasu kompletnie zapomniała… ciepło, bezpieczeństwo, miłość.
Ksiądz musiał oprzeć się o biurko, gdy dostrzegł ledwo uchwytny cień skrzydeł za plecami nieznajomego. Cień ten ukazał się na moment, błysnął i zniknął.
„Będę na dole,” powiadomił ich Dean i zniknął za drzwiami.
Steven nie miał pojęcia, dlaczego Dean wybrał właśnie ten moment na pokazanie swojej mocy, ale cieszył się, że upadły to zrobił. Policzek Jewel nabrał normalnych odcieni, a ksiądz wyglądał tak, jakby przed chwilą zobaczył Boskie światło.
„Musimy wyjść… natychmiast.” Poinformował ich stojący przy drzwiach Nick.
Steven złapał Jewel za rękę i pociągnął w kierunku drzwi, ciesząc się, że wciąż będąc w szoku dziewczyna nie stawia oporu.
„Zaczekajcie,” zawołał za nimi ksiądz. Steven i Nick odwrócili się do niego. „Czy ja dobrze widziałem, czy to był…?” Ksiądz nie dokończył pytania, wskazując ręką miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stał Dean.
Steven uśmiechnął się, widząc euforię w oczach starego księdza. „Tak… jak na swoje lata ma ksiądz całkiem niezły wzrok.”
Kapłan pożegnał wychodzących. Na jego ustach zagościł ciepły uśmiech. Jak już został sam, pokiwał głową i wrócił do zbierania niezbędnych rzeczy. W jego pojęciu Bóg przygotowywał świat na swój powrót.
Nick, Steven i Jewel wyszli z kościoła. Steven zatrzymał się i odwrócił głowę, żeby spojrzeć na Jewel, którą wciąż prowadził za sobą za rękę. Następnie podniósł wzrok na okno zakrystii. Odetchnął z ulgą gdy zobaczył jak gaśnie w nim światło.
„Wygląda na to, że stary posłuchał twojej rady,” powiedział Nick.
Steven zaprzeczył ruchem głowy, „Raczej dostrzegł Deana w całej jego okazałości i teraz doświadcza czegoś w rodzaju przeżyć mistycznych. Ksiądz dał mi swój numer telefonu. Odezwę się do niego, jak już będzie po wszystkim.”
„Nie sądzę, żeby udało nam się uwinąć w kilka godzin,” powiedział Nick.
„Nieważne ile to potrwa, mamy robotę do wykonania,” podsumował Steven. „Teraz wracajmy do klubu, żeby opowiedzieć pozostałym o tym co tu odkryliśmy.”
Dean siedział na dachu katedry. Uśmiechnął się gdy zobaczył trzy postacie, wychodzące z kościoła. Pomógł Stevenowi na miarę swoich możliwości, ale wiedział także że uspokajający czar, który rzucił na dziewczynę nie potrwa wiecznie. Czuł także, jak od fundamentów kościoła stopniowo nadciąga mrok. Wampiry zaczynają wypełzać ze swoich kryjówek i przeciskać się przez wąski tunel.
Dean wyczuwał, ze w odróżnieniu od tamtych, których zastali tutaj tamtej pamiętnej nocy, wampiry które nadchodziły dzisiaj były pod wpływem czegoś jeszcze gorszego, jakiejś jeszcze mroczniejszej i jeszcze bardziej niebezpiecznej siły, która nimi kierowała.
Dean zmarszczył brwi, zastanawiając się dlaczego nie wyczuł tej siły poprzednim razem. To coś było bardzo stare, złowrogie i potężne. Nagle Dean poczuł, że ta siła się ulotniła, jakby zapadła pod ziemię. Wszystko co wyczuwał teraz, to była obecność wampirów.
Upadły wrócił do środka kościoła, żeby sprawdzić, co się dzieje z księdzem, czy udało mu się ujść z życiem.
Rozdział 4
Trevor i Kat tropili wampira, na którego wpadli gdzieś w centrum miasta.
„Co on kombinuje?” Wyszeptała Kat nabierając coraz więcej podejrzeń.
„Wygląda na to, że jest na zakupach,” odpowiedział Trevor, widząc, jak wampir zatrzymuje się przed nieoświetloną witryną sklepową.
Wampir był młody. Mógł zostać przemieniony kiedy miał jakieś osiemnaście lat. Miał proste czarne włosy i nosił okrągłe okulary przeciwsłoneczne. Jego włosy były zaczesane do tyłu, gdyby nie trupio blada karnacja, wyglądałby całkiem przyzwoicie.
Kat i Trevor ruszyli z miejsca w momencie kiedy wampir odwrócił się od witryny sklepowej i ruszył przed siebie. Sklepy były w większości pozamykane, ale o tej porze na chodniku i tak roiło się od spacerowiczów.
Kat i Trevor natknęli się na leżące na trawniku ciało ostatniej ofiary wampira. Byli w stanie tropić go, kierując się zmysłem węchu. Odnaleźli go kiedy zbliżał się do Rodeo Drive. Trevor musiał powstrzymywać Kat, tłumacząc jej, że na ulicy było zbyt wiele osób. Wszczęcie walki byłoby zbyt niebezpieczne.
A teraz ciągle jeszcze podążali za wampirem i ani jedno ani drugie nie było w nastroju do rozmów. Po chwili jechali autobusem, skupieni na swoim celu do tego stopnia, że żadne z nich nie wiedziało co to za autobus i dokąd zmierza. W końcu wampir postanowił wysiąść i nacisnął przycisk «Stop». Kat i Trevor wysiedli tuż za nim. Wampir dalej szedł przed siebie. Kat była bliska frustracji.
„Porusza się, jakby był naćpany. Praktycznie zatoczyliśmy już koło.” Wymamrotała pod nosem. „Zaraz z powrotem będziemy pod klubem.”
„Patrz, gdzie on idzie!” Wykrzyknął Trevor, pędząc w stronę ciemnej uliczki, w której zniknął wampir.
Żwir skrzypiał pod butami Trevora, gdy dobiegał do początku uliczki. Chwilę później Kat znalazła się u jego boku. Obydwoje zaczęli się rozglądać gorączkowo, szukając miejsca, w którym mógł się ukryć wampir.
„Cholera!” zaklął Trevor, wyciągając swoje 9mm.
„Wciąż nie rozumiem po co nosisz broń,” stwierdziła Kat, jednocześnie myśląc, że przecież Nick też chodził uzbrojony. Ale Nick nie liczył zbytnio na broń jako taką… jednak pokładał nadzieję w specjalnych drewnianych kulach. „Twój pistolet zupełnie nie działa na wampiry.”
Trevor uśmiechnął się z przekąsem, „Zapominasz dla kogo pracuję. Te kule są zaprojektowane tak, że wybuchają w ciele. W dodatku są wypełnione kwasem solnym. To gówno wyżre wszystko na swojej drodze.”
„W takim razie, jak to się dzieje, że nie przeżre samej kuli?” Zapytała Kat, jednocześnie się ciesząc, że może pozyskać ciekawe informacje, które będzie mogła sprzedać Nickowi.
„W środku kuli znajduje się otoczka ze specjalnego kwasoodpornego tworzywa. Nie pamiętam w tej chili jego nazwy,” tłumaczył Trevor. „Jest na tyle wytrzymałe, że kwas go nie ruszy, a jednocześnie tak kruche, że pęka przy silniejszym zderzeniu.”
Kat powoli wyprostowała się, „To jak, idziemy?”
Trevor zacisnął palce na broni i wszedł w zaułek jako pierwszy. Kat podążała za nim. Dzięki uprzejmości Trevora, była uzbrojona w dwa ostre sztylety, które mocno ściskała w rękach. Zbadali cały zaułek, w końcu doszli do wniosku, że wampir zniknął.
Trevor trochę się rozluźnił i pozwolił, żeby ręka, trzymająca broń opadła u jego boku.
„Zwiał!” Wydusiła z siebie Kat wściekle, „Skoro już tu jesteśmy, może po prostu wrócimy do klubu?”
„Nieźle się zabawiłem, ciągnąc was za sobą przez całe miasto!” Odezwał się głos z ciemności za ich plecami. „Zostańcie na kolację. Nalegam.”
Kat i Trevor odwrócili się nagle i zamarli. Ich oczom ukazał się wampir, którego ścigali. Za nim było pięciu innych.
„Sukinsyn cały czas bawił się z nami w kotka i myszkę,” wyszeptał Trevor lodowatym tonem, unosząc do góry broń.
Byli w ślepej uliczce, w dodatku przyparci do muru przez przez sześciu wampirów. Kat zdawała sobie sprawę, że będą musieli nieźle się napracować, żeby się stąd wydostać. Widząc zbliżające się wampiry, Kat przysiadła na ugiętych nogach, przygotowując się do obrony. Jeden z nich, z płomieniście rudymi włosami, wyskoczył wysoko w górę, licząc na to, że spadnie na Kat i Trevora.
Kat, jak sprężyna, wystrzeliła do góry, zderzając się w powietrzu z atakującym wampirem. Jej długie paznokcie teraz przypominały szpony, pomimo że Kat pozostała w ludzkim ciele. Spadli razem na ziemię – wampir pod spodem, a Kat na nim.
Krwiopijca złapał ją za prawy nadgarstek tak mocno, że Kat poczuła jak strzelają jej kości. Zaciskając z bólu zęby, Kat wyrwała rękę z jego uścisku i szybkim ruchem wbiła jeden z noży w nadgarstek wampira. Po odzyskaniu wolności, Kat nie traciła więcej czasu. Błyskawicznie zagłębiła pazury w klatce piersiowej potwora i wyrwała mu serce.
Trevor wycelował i wystrzelił do wampira, którego tropili przez pół nocy. Kula trafiła go prosto w szyję. Przez chwilę przyglądał się Trevorovi z niedowierzaniem, ale już po kilku sekundach z jego gardła wydobył się stłumiony krzyk, a on sam zaczął rzucać się w miejscu, próbując rozdrapać sobie gardło. Jego wrzaski urwały się nagle, w momencie gdy uwolniony z kuli kwas dotarł do strun głosowych.
Trevor nie miał czasu na przyglądanie się, jaki był ciąg dalszy, gdyż prawie natychmiast został zaatakowany przez innego wampira. Zderzenie było tak mocne, że Trevor odbił się od ściany i osunął na ziemię. Zdążył tylko zarejestrować, że pistolet wylatuje mu z ręki, poza tym starał się za wszelką cenę skoncentrować i nie stracić przytomności. Wampir powtórzył atak. Trevor nagle poczuł, że coś ociera się o jego nogę. Była to głowa wampira, którego udało mu się zastrzelić.
Trevor złapał ją za włosy i cisnął rozkładającym się przedmiotem w atakującego krwiopijcę. Tamten uchylił się i wyszczerzył kły, przygotowując się do skoku. Nagle powietrze przeciął jakiś błyszczący przedmiot. W następnej chwili Trevor zobaczył ostry sztylet, który aż po rękojeść wszedł w pierś wampira. Trevor odwrócił głowę i zobaczył, że stojąca za nim Kat jest cała we krwi.
„Uważaj!” Zawołał.
Kat uniosła w górę drugi sztylet. Po chwili jednak krzyknęła z bólu, gdy wampir złapał ją za nadgarstek i skierował rękę, trzymającą nóż do dołu tak, że ostrze wbiło się jej w udo. Ból sprawił, że znalazła w sobie na tyle siły, by móc odepchnąć wampira. Kat z wysiłkiem pokuśtykała do miejsca, w którym stał Trevor, po czym zacisnęła zęby i wyciągnęła sztylet z uda. Krew ciepłym strumieniem spływała jej po nodze.
Trevor zdawał sobie sprawę, że muszą coś zrobić. Byli obydwoje ranni. Trevor po uderzeniu o ścianę nie mógł swobodnie oddychać i czuł piekący ból w okolicy żeber i barku. Teraz patrzył na Kat, która stałą przed nim w pozycji obronnej i zastanawiał się, co mogą zrobić w tej sytuacji.
Wiedział, ze najlepiej będzie, jeżeli teraz przemieni się w jakieś duże i groźne zwierzę, które będzie mogło pokonać wampiry. To była ich szansa. Z drugiej strony, Trevor wiedział, że jeżeli przemieni się teraz, będzie musiał ujawnić przed Kat swoją prawdziwą naturę. Ze względu na szeroki zakres swoich możliwości, tacy jak on nigdy nie dogadywali się z innymi zmiennokształtnymi. Mogli, natomiast, dostosować się do otoczenia i dołączyć do dowolnego klanu zmiennokształtnych na dłuższy okres, jeżeli sytuacja tego wymagała. Pod warunkiem, że inni nie znali ich prawdziwej natury, tacy jak on byli bronią idealną.
Dzięki temu, że to tylko od nich zależało, w jakie zwierzę chcą się przemienić, Trevor i jemu podobni zawsze mieli ogromną przewagę nad nieprzyjacielem. W ludzkim ciele obowiązywały podobne zasady, ale do tej pory Trevor nie widział w tym żadnych korzyści. Wiedział natomiast, że jeżeli nie przemieni się teraz, obydwoje mogą się pożegnać z życiem.
W tym momencie Kat upuściła broń i zgięła się wpół. Z powodu ran jej przemiana trwała dłużej, niż zazwyczaj. Teraz stała już na czterech łapach. Luźne ubranie opadło z jej ciała, zamiast niego jej skórę pokrywała lśniąca czarna sierść ozdobiona jaśniejszymi cętkami.
Jeden z wampirów zaatakował. Kat stanęła na tylnych łapach i złapała go przednimi tak, że to przypominało walkę zapaśników. Jej pazury wbiły się w ciało wampira, a ostre zęby były gotowe do ataku. Nie zastanawiają cię dłużej, Trevor skorzystał z tej chwili, żeby też się przemienić.
Dwa pozostałe wampiry zasyczały, widząc jak facet, którego próbują wykończyć nagle zamienia się w wielkiego brunatnego niedźwiedzia. Trevor zamachnął się olbrzymią łapą w kierunku bliżej stojącego wampira, przepoławiając jego ciało tak, że góra kompletnie oddzieliła się od nóg. Wiedząc, że wampir wciąż jeszcze żyje, Trevor przycisnął jego tułów do ziemi i zmiażdżył głowę w swojej potężnej paszczy.
Chwilę później Trevor stanął na tylnych łapach, żeby wesprzeć Kat w walce z pozostałymi dwoma wampirami, które teraz już wiedziały, że to one muszą walczyć o życie. Trevor cofnął się dla lepszego rozpędu, zaryczał głośno, wystrzelił do przodu, wbił łapę, uzbrojoną długimi pazurami w pierś jednego z wampirów, podniósł go w w górę i cisnął daleko przed siebie. Zaryczał jeszcze raz, czując jak ostatni wampir wbija kły w jego bark. Chwilę później Trevor usłyszał za sobą groźny pomruk jaguara, w następnym momencie poczuł na plecach potężne uderzenie. Jego głowa odbiła się od ceglanego muru i wielki niedźwiedź osunął się na ziemię.