
Полная версия
Życzenie Smierci (Więzy Krwi Księga 12)
Spojrzała na Vincenta z wyrzutem, po czym wyrwała mu urządzenie z ręki modląc się, że wie co robi, gdy zaczęła je szybko obracać. Miała obsesję na punkcie obrazu Sześcianu, zanim przybyła do muzeum, by go ukraść i wykorzystała to wspomnienie, by szybko połączyć ze sobą symbole.
Jeden po drugim, demony zaczęły padać w agonalnym bólu, ale nie Mistrz... nie, ten skurwiel zaczął iść prosto w jej stronę z wściekłym błyskiem w oczach.
Wtedy Vincent się poruszył. Nie zauważyła, że wyjął starożytne ostrze z tego samego ukrytego skarbca, w którym znajdował się sześcian, ale miał je w dłoni i przyłożył do gardła demona. W równie szybkim ruchu, demon przebił swą rękę przez klatkę piersiową Vincenta i wyszedł mu zza pleców.
"Uciekaj," mruknął Vincent krótko przed tym, jak jego oczy zamknęły się, a głowa demona upadła na ziemię obok niego.
Wszystkie pozostałe demony patrzyły na nią z leżącej na brzuchu pozycji, położyła więc Sześcian u swych stóp i zrobiła dokładnie to, co kazał jej Vincent... zaczęła gnać jak diabli.
Nie miała pojęcia, czy Mistrz powiedział komukolwiek to, co o niej wiedział i modliła się, by ten chciwy sukinsyn nie podzielił się jej sekretami w obawie, że inny demon prześcignie go w zdobyciu legendarnego orbitala duszy. Jej myśli wciąż powracały do Vincenta, zastanawiając się, czy nic mu nie jest, czy nie był torturowany za rolę, jaką odegrał w jej ucieczce.
Nie mogli go przecież permanentnie zabić, ale doskonale zdawała sobie sprawę, że jest wiele gorszych rzeczy niż śmierć... jedną z nich jest bycie brutalnie zabijanym raz za razem. Zerknęła z powrotem na swoje znamię, wiedząc, że musi zdobyć owe zaklęcie i zneutralizować znak, aby poświęcenie Vincenta nie poszło na marne. Kiedy na nowo nabrała sił, zmyła z twarzy gorącą wodą prysznica czyste łzy.
W tym samym czasie na piętrze Ren gwałtownie przerwał chodzenie w kółko i spojrzał prosto w dół, kiedy usłyszał pompowanie wody przez system. Na jego twarzy pojawił się przebiegły uśmieszek, gdy zdał sobie sprawę, że stoi bezpośrednio nad łazienką, w której była Lacey. Jego wzrok podążył za dźwiękiem w kierunku ściany, gdzie rury, które przepompowywały wodę przez wszystkie pomieszczenia, schodziły na dół do podłogi i do schronu przeciw bombowego.
Była pod prysznicem już wystarczająco długo, więc postanowił ponowić próbę podsłuchiwania.
Podszedł więc bliżej rur, kładąc dłoń na tej odpowiedniej i zamknął oczy, koncentrując się na wskaźniku temperatury podgrzewacza wody. Kiedy pod jego palcami na mosiężnej rurze pojawił się szron, na jego ustach zagościł satysfakcjonujący uśmiech. Przeraźliwy krzyk, który rozbrzmiał w schronie bombowym, sprawił, że wszyscy poza Renem podskoczyli z zaskoczenia.
Okazało się, że gorąca woda pod prysznicem w mniej niż sekundę zmieniła się w lodowato zimną, co sprawiło, że Lacey wybiegła spod strumienia wody. Wtedy poślizgnęła się na gładkiej powierzchni wanny i upadła, zabierając ze sobą prawie całą zasłonę prysznicową.
"Lacey!" zawołała zmartwiona Gypsy.
Lacey wyplątała się z zasłony i odepchnęła ją na bok, wdzięczna, że jej nie zerwała.
"Nic mi nie jest", krzyknęła Lacey, patrząc na głowicę prysznica. "Potrzebujesz nowego podgrzewacza... to cholerstwo zmieniło wodę z gorącej na arktycznie zimną w mniej niż sekundę."
Gypsy zastanawiała się po drugiej stronie drzwi, co mogło spowodować, tak nagłą zmianę temperatury wody. Wcześniej brała godzinny prysznic i wszystko było w porządku.
" Sprawdzę Rena," pomyślała Gypsy przechodząc obok zamkniętych drzwi. "On ma zdolność manipulowania maszynami i sprawia, że są tak samo sprawne, jak wtedy, zanim przestały działać".
Lacey odwróciła głowę i wpatrywała się szeroko otwartymi oczami w drzwi słuchając tłumaczenia Gypsy i natychmiast zrozumiała, co się stało.
"To oznacza wojnę," wysyczała pod nosem, po czym, nie mając wyboru, cofnęła się do chłodnego strumienia, by spłukać resztki mydła z włosów.
Ren był na górze, siedział na podłodze, plecami do ściany, z uśmiechem na twarzy. Chwilę później usłyszał kroki i gdy zobaczył Nicka, nawet nie starał się ukryć swego zadowolenia.
"Wiedziałem," Nick wykrzyknął głośnym szeptem. "Ale muszę przyznać... to było naprawdę dobre".
Ren poklepał zimną rurę przy ścianie, " Zdarzają mi się dobre chwile."
Nick przeczesał ręką włosy, "Uważałbym przy niej... Gypsy właśnie jej powiedziała, że masz sposób na maszyny."
Uśmiech Rena znacznie się poszerzył, "Cóż, czy to nie cholerna szkoda?"
" Zbyt dobrze się bawisz," skrytykował go Nick.
"Oczywiście, jak najbardziej," zgodził się Ren. "A teraz wracajmy na dół i zobaczmy, czy uda mi się ustalić, co jest nie tak z kiepskim podgrzewaczem wody Gypsy".
Nick prychnął i potrząsnął głową, gdy Ren wrócił do bunkra. Cieszył go fakt, że cała uwaga Rena skupiała się teraz na Lacey, a nie na Gypsy.
Ren wszedł do salonu akurat wtedy, gdy prysznic przestał działać. Zerknął na Gypsy, która siedziała na sofie z grymasem na twarzy.
" Coś nie tak?" zapytał niewinnie Ren.
"Mój podgrzewacz wody nagle przestał działać," wyjaśniła Gypsy i spojrzała na drzwi łazienki. "Lacey powiedziała, że woda nagle stała się lodowato zimna, tak po prostu," i pstryknęła palcami.
"To musiało być do bani" - powiedział Ren, sprawiając, że Nick musiał się odwrócić, żeby Gypsy nie zobaczyła jego szerokiego uśmiechu.
Lacey wyszła spod prysznica i szybko się wysuszyła, cała drżała. Owijając ręcznik wokół siebie, podeszła do lustra nad umywalką i zdała sobie sprawę, że wygląda i czuje się lepiej, teraz gdy nie ukrywała się już pod warstwą brudu i ubrań, które były o wiele za duże.
Chwyciła szczotkę Gypsy i zaczęła przeczesywać swe długie, ciemne włosy. Nie przerywając rozczesywanie, otworzyła duży kufer... i uśmiechnęła się, gdy zobaczyła wszystkie swoje ubrania, które po sobie zostawiła. Walczyła z chęcią sięgnięcia do środka i wyrzucenia wszystkiego w powietrze tylko po to, by móc się w tym tarzać po podłodze. Własne rzeczy... tęskniła za nimi.
Sięgając do środka, wyjęła jasnofioletową sukienkę i parę czarnych sandałów, po czym położyła je na skrzyni wraz z dopasowaną bielizną. Odwróciwszy się do lustra, skończyła czesanie i odłożyła szczotkę na zlew. Następnie nałożyła szybki makijaż kosmetykami należącymi do Gypsy i wysuszyła włosy.
Zerknęła w lustro po raz kolejny i zaniemówiła, gdy zamiast własnego odbicia zobaczyła jedwabiście czarne, jakby wpatrujące się w nią znamię, które przecież znajdowało się na jej ramieniu. Prawdziwy krzyk przerażenia wypełnił jej usta, gdy atramentowa ciemność sięgała przez lustro w jej stronę.
Lacey odruchowo cofnęła się i prawie potknęła o kufer, starając się pozostać poza zasięgiem cienia. Jej plecy uderzyły o ścianę łazienki, gdy zbyt długie ramiona nadal sięgały w jej stronę, a usta poruszały się w rytm, który, jak mogła stwierdzić, był jakimś rodzajem śpiewu.
Podskoczyła, gdy nagle drzwi do łazienki wleciały do środka a Ren stał w progu z Gypsy bezpośrednio za nim. Lacey spojrzała na lustro i chciała krzyknąć z frustracji, gdy zobaczyła, jak obraz 3D demona zniknął, a lustro pokryła cienka warstwa kryształków lodu.
Oddech Rena zamarł w jego piersi, gdy zauważył jej przemianę z brudnego chłopca z ulicy w miękką, elastyczną skórę, czyste, jedwabiste włosy i ciało, które sprawiło, że żałował, iż nie jest mydłem. Wiedział, że jest piękna, ale znów jej nie docenił. Jego wzrok natychmiast skupił się na ręczniku, który był częściowo otwarty i odsłaniał zwróconą ku niemu stronę Lacey, zatrzymując się tuż przy jej sutku i gładkim wzgórku.
Szybko zmusił się do odwrócenia wzroku, podążając za jej spojrzeniem do lustra i zmarszczył brwi, widząc warstwę lodu, która się tam utworzyła. Lustro wybrało ten dokładny moment, aby rozbić się od niskiej temperatury, a jego dźwięk rozniósł się złowieszczym echem w nagłej ciszy.
Lacey wytrzeszczyła oczy, widząc podejrzliwe spojrzenie na twarzy Rena i szybko wymyśliła sposób na odwrócenie jego uwagi od lustra.
"Co ty sobie myślisz, do cholery, że wpadasz przez drzwi do łazienki, kiedy ja tu jestem, zboczeńcu?" krzyknęła na niego, prostując się i próbując poprawić swój przekręcony ręcznik.
"Myśleliśmy, że masz kłopoty," powiedziała łagodnie Gypsy zza jego pleców.
Lacey westchnęła dramatycznie: "Cóż, jak widzicie, nic mi nie jest. Myślałam, że zobaczyłam coś w lustrze, to wszystko. A teraz, jeśli nie macie nic przeciwko," i ponownie zatrzasnęła Renowi drzwi przed nosem. "Mówiłam Ci, że nie będziesz w stanie powstrzymać się od podglądania," zadrwiła z niego przez drzwi.
" Skoro tak twierdzisz," odparł Ren. "To nie ja krzyczałem na własne odbicie".
"Ren," upomniała go Gypsy, po czym zamknęła usta, widząc twardy, zdecydowany wyraz jego twarzy.
Lacey otworzyła usta, żeby coś odkrzyczeć, ale zdała sobie sprawę, że całkowicie straciła wątek. Wypowiedziała mu osobistą wojnę, ale nigdy nie mogła wymyślić niczego, co byłoby warte powiedzenia i co mogłoby go przebić.
"Cholera, jest niezły" - wyszeptała, po czym nerwowo spojrzała z powrotem w stronę lustra. Nie czując się już bezpiecznie, prędko zaczęła się ubierać.
Ren z uśmiechem przyjął jej komplement, ale nie trwało to długo, bo jego myśli wróciły do lustra i dziwnej formacji lodowej. Sprawił, że woda w rurach była zimna, ale nie miało to wpływu na lustro ani na nic innego w łazience. Nie.… jej krzyk był tak samo prawdziwy jak strach, który zobaczył na jej twarzy, gdy po raz pierwszy otworzył drzwi.
Chcąc dać Renowi więcej czasu sam na sam z Lacey, by rozpalić iskrę, o której mógł powiedzieć, że zdecydowanie jest, Nick spojrzał na godzinę w swoim telefonie komórkowym i wrócił do Gypsy: "Jesteś gotowa? Jest prawie dziewiąta."
Rozpromieniona Gypsy uśmiechnęła się do niego, ciesząc się na swój pierwszy dzień po powrocie do pracy. Była nieco bardziej niż ciekawa, jak poradzi sobie z wpuszczaniem nie-ludzkich klientów do sklepu, gdy ci zetkną się z jej barierką. Będzie też zabawnie, gdy ktoś, kogo zna od lat, spróbuje wejść, a nie będzie mógł... zdradzając się jako paranormalny. Tak więc... dzisiejszy dzień będzie bardzo pouczający.
"Cóż, to powinno okazać się interesujące. Cieszę się, że zwykli ludzie mogą wchodzić bez zaproszenia, bo inaczej musiałbym stać cały dzień przy drzwiach niczym naganiacz w Wal-Marcie. 'Dzień dobry, proszę wejść', zachichotała, wyciągając przed siebie rękę z zaproszeniem, co sprawiło, że Nick się uśmiechnął.
Gypsy spojrzała przez ramię na Rena: " Teraz zachowujcie się grzecznie". Zanim Ren zdążył powiedzieć cokolwiek, by ją powstrzymać, szybko ruszyła schodami w górę.
Nick miał ochotę skomentować, ale nie zrobił nic, gdyż Ren był już mocno speszony. Wsunąwszy ręce głębiej do kieszeni, podążył za Gypsy na górę, by móc postawić znak Halloween, który sam zrobił. Większość pomyślałaby, że to zwykła dekoracja, ale on wyraźnie mówił: "Wszyscy paranormalni muszą prosić o pozwolenie przed wejściem". Zamierzał umieścić go na drzwiach na wysokości oczu, żeby nie można było go nie zauważyć.
Ren potarł podbródek, wpatrując się w drzwi łazienki. Miał rację, sądząc, że Lacey miała na sobie mgiełkę maskującą jej prawdziwy zapach, kiedy włamała się tu zeszłej nocy. Teraz, kiedy zmyła to wszystko z siebie, czuł w końcu jak pachnie. Prawdopodobnie dzięki miłości do chorej kotki, która właśnie poszła za Gypsy na górę, otrzymał tę małą i przydatną moc. Czuł teraz jej strach, połączony z przyspieszonym oddechem, gdy w pośpiechu się ubierała. Znów go okłamała. Cokolwiek zobaczyła w lustrze, naprawdę ją przeraziło, a on doskonale zdawał sobie sprawę, że pytanie jej o to nie przyniesie nic dobrego. Wtedy właśnie zdecydował, że ma już dość.
Wyciągając komórkę, Ren odruchowo wybrał numer Storma, który odebrał w połowie pierwszego dzwonka.
"Zobaczę, czy uda mi się złapać dla ciebie Zacharego", powiedział Storm i nagle się rozłączył, zanim Ren zdążył cokolwiek powiedzieć. Nie zdziwiło również Rena, gdy obaj mężczyźni natychmiast zjawili się w salonie Gypsy.
"Co do cholery Storm," narzekał Zachary, wkładając rozpiętą koszulę z powrotem do rozpiętych spodni. Miał zamiar porozmawiać z Wędrowcem Czasu na temat takiego wpadania do i wypadania z jego sypialni. Wystarczająco złe było to, że Nocny Jastrząb miał w zwyczaju wyczyniać takie małe wybryki. "Byłem właśnie czymś bardzo ważnym, jak zresztą dobrze widać, zajęty."
"To nie potrwa długo," powiedział Ren i uśmiechnął się przebiegle, wiedząc dokładnie, co Zachary miał na myśli. Znał poczucie humoru Storma na tyle dobrze, by wiedzieć, że dla Wędrowca w Czasie... wyczucie czasu było wszystkim.
Zdjął swoje przeciwsłoneczne okulary i wsunął je do kieszeni, wiedząc, że przez chwilę będzie musiał spojrzeć Lacey prosto w oczy, używając mocy Feniksa.
Rozdział 4
Lacey skończyła się ubierać, unikając lustra jak tylko mogła, cicho pomrukując. Dlaczego, do cholery, ten facet uparcie przychodził jej na ratunek... nic jej nie było, dziękuję bardzo. Jasne, miała swoje momenty, w których była przerażona, ale nic, z czym nie mogłaby sobie poradzić. Irytacja opadła z niej, wiedząc, że teraz, gdy demony ją znalazły, nie będzie żyła wystarczająco długo, by się z nim pogodzić.
Zamknęła kufer i odstawiła go w kąt, po czym ruszyła w stronę drzwi starając się uniknąć odbicia w lustrze.
Uśmiech Rena stał się wręcz nikczemny, gdy klamka od drzwi zaczęła się obracać, a on sam teleportował się tuż przed nie. Nie pozwolił jej na zrobienie więcej niż jednego kroku, szybko wyciągnął rękę i pogładził ją po czole, jednocześnie drugą ręką obejmując tył jej głowy, by nie mogła się poruszyć.
Przechylając ją lekko do tyłu, pochylił się nad nią i połączył swoje rtęciowe spojrzenie z jej spojrzeniem.
Lacey rozchyliła wargi, by na niego krzyknąć, ale głos ją zawiódł, gdy zobaczyła ciemne płomienie wybuchające w jego pięknych srebrnych oczach. W jednej chwili, szczegółowe przebłyski minionego roku zaczęły przebijać się przez jej umysł tak szybko, że ledwo mogła za nimi nadążyć. Powódź emocji, która nastąpiła po tych wizjach, przytłoczyła ją.
Przerażona tym, co się działo, próbowała wyrwać się z ciasnego uścisku Rena, ale z powodu przeciążenia umysłu jej ciało zdrętwiało i nie mogła się ruszyć.
Ren trzymał Lacey nieruchomo, gdy mnóstwo wspomnień zalewało jego umysł, pozwalając mu widzieć wszystko, a nawet doświadczać niektórych emocji, które im towarzyszyły. To czysty upór powstrzymał go przed upadkiem na kolana. Chłonął wszystko, od momentu, gdy poznała Vincenta, aż do wizji istoty sięgającej po nią przez lustro w łazience.
Oddychał ciężko przez nos widząc intymne chwile między Vincentem a nią i poczuł niemal oślepiającą zazdrość zabarwioną nienawiścią do człowieka, który wpakował ją w tę niebezpieczną sytuację. Jak on śmiał dotykać ją tak delikatnie, po tym jak okazał takie lekceważenie dla jej życia?
Widząc wystarczająco dużo, Ren puścił ją z ostrym warknięciem, po którym natychmiast nastąpił głośny trzask, odbijający się echem w cichym pokoju. Jego głowa aż przekrzywiła się na bok, kiedy uderzyła dłonią prosto w jego twarz. Wiedział, że na to zasłużył, ale nie było mowy, żeby kiedykolwiek przeprosił za inwazję.
"Jak śmiesz mi to robić, ty dupku," Lacey po cichu wściekała się. Widząc, jak ciemne płomienie powoli znikają z jego srebrnych oczu, wiedziała bez wątpienia, że oglądał wspomnienia razem z nią. "Za kogo ty się do cholery uważasz, że wdzierasz się tak w moje prywatne myśli?".
" Właśnie, to jest reakcja, którą zwykle dostaję," powiedział Zachary z szerokim uśmiechem na twarzy.
Lacey zerknęła na Rena, by zobaczyć, kto się odezwał, ale zdołała jedynie uchwycić przelotne spojrzenie dwóch obcych mężczyzn, którzy rozpłynęli się w powietrzu.
"Dlaczego?" Lacey domagała się wyjaśnień, całkowicie odrzucając fakt, że właśnie widziała, jak ktoś teleportował się stamtąd, jakby został przesłany prosto z powrotem na okręt bazowy. To nie drażniło jej w połowie tak bardzo jak fakt, że człowiek stojący przed nią właśnie wykradł wszystkie jej sekrety. "I ty masz czelność nazywać mnie złodziejem?"
Ren spojrzał na nią ze stoickim wyrazem twarzy: "Inaczej nic byś mi nie powiedziała, a jeśli dobrze pamiętasz... byłem na tyle miły, że pytałem kilka razy. Nie pozostawiłaś mi wyboru, musiałem wezwać bardzo potężnego przyjaciela, aby pomógł mi uzyskać odpowiedzi, których potrzebowałem. I dobrze, że tak zrobiłem, bo jesteś w niezłych tarapatach."
" To moje kłopoty, a nie twoje," odparła Lacey.
Ren pochylił się bliżej niej i uśmiechnął, gdy oparła się o framugę drzwi. "Dla twojej informacji, nie każdy tutaj jest złym facetem i może nawet będzie w stanie pomóc ci wyjść z tego bałaganu, w którym się znalazłaś." Podniósł ciemną brew przed wsunięciem okularów przeciwsłonecznych z powrotem na oczy.
"Przepraszam, że jestem trochę niepewna, jeśli chodzi o zaufanie do ludzi w tej chwili... zwłaszcza do innego demona," powiedziała Lacey życząc sobie, żeby zdjął okulary przeciwsłoneczne. "Z pewnością możesz zrozumieć, dlaczego."
"Zdradzę ci jeden z moich sekretów, jeśli to sprawi, że poczujesz się lepiej," zaproponował cichutko Ren. "Jestem człowiekiem, ale mam zdolność do... kopiowania... przejmowania cech innych paranormalnych, tak długo jak znajdują się w zasięgu mojego sukkuba."
Lacey zmarszczyła brwi, "Sukkub? Myślałam, że sukkub jest kobietą... w zasadzie wiem, że są kobietami. Czy to nie czyni cię inkubem?"
Ren potrząsnął głową, "Nie jestem prawdziwym sukkubem, po prostu tak to zawsze nazywałem, biorąc pod uwagę, że potrafię wyssać każdą moc z powietrza, kiedy tylko znajdę się w pobliżu kogoś, kto ma jej wystarczająco dużo, abym mógł jej użyć. I to też nie jest z wyboru... to się dzieje, czy tego chcę czy nie. Jeśli jestem w pobliżu więcej niż jednego paranormalnego, wtedy dostaję więcej niż jeden rodzaj mocy."
"Więc jesteś złodziejem," zauważyła Lacey z zadowolonym uśmiechem.
Ren uśmiechnął się tak samo jak ona i szybko skorygował jej przypuszczenia: "Nie mogę odebrać im mocy, ale mogę im dorównać, co jest bardzo przydatne, gdy przyjdzie mi walczyć z jednym z nich."
"Jeśli nie wiesz, czym naprawdę jesteś, to skąd wiesz, że nie jesteś demonem lub przynajmniej pół-rasą?" zapytała teraz zaciekawiona.
"Ponieważ krew demona jest czarna," odpowiedział Ren przypominając sobie sposób, w jaki Vincent zdobył jej zaufanie. Zerknął w dół na ostro wyglądający otwieracz do listów na biurku Gypsy. Podniósł go, przeciął nim dłoń i pozwolił jej zobaczyć karmazynowy kolor, który zdążył pojawić się na ranie na kilka sekund przed jej zagojeniem.
Mięśnie brzucha Lacey zacisnęły się, gdy wydał cichy pomruk z zadanej sobie rany. Szybko spojrzała na jego twarz, czując, jak ogarnia ją poczucie winy za to, że doprowadziła do tego, że zrobił to tylko po to, by udowodnić jej, że nie kłamie. W pewnym sensie przypominał jej Vincenta... człowieka, który jednak nie był nim.
"Jak widzisz... krwawię bardzo dobrze i jest czerwone." Ren rzucił otwieracz z powrotem na biurko. "Jestem całkowicie ludzki, dopóki w pobliżu są tylko ludzie..., ale tak się składa, że w Los Angeles trwa wojna demonów. To miejsce jest obecnie pełne demonów i innych paranormalnych istot. Wiem nawet o kilku Bogach, którzy kręcą się w pobliżu. Moje moce zmieniają się, gdy oni wszyscy wchodzą i wychodzą z mojego zasięgu."
"Dlaczego mi to mówisz?" zapytała Lacey wiedząc, że to było coś, co powinien zawsze trzymać w tajemnicy... ona by tak zrobiła.
"Potraktuj to jako pokutę za wymuszenie od ciebie prawdy poprzez wyrwanie jej z twoich wspomnień. Przykro mi, że do tego doszło," powiedział Ren szczerze. "Mam swoje momenty bycia niezłym draniem, ale wiedz jedno... Zrobię wszystko, co w mojej mocy, by cię chronić, jeśli mi na to pozwolisz. To znaczy, że jeśli następnym razem coś wyjdzie do ciebie z lustra, nie kłam... tylko głośno mnie wołaj". Lacey zamrugała, gdy powiedział "głośno mnie wołaj", a jej myśli dotarły głęboko do jej świadomości. "Nie możesz teraz czytać w moich myślach, prawda?" zapytała szybko, czując, jak ciepło uderza jej do policzków.
Ren zmarszczył brwi i próbował usłyszeć, o czym myśli, ale jedyne, co do niego docierało, to cisza.... Wtedy dotarło do niego, że ma więcej niż jedno znamię na ciele. Zobaczył je, gdy prawie zgubiła ręcznik w łazience. To sprawiło, że zaczął się zastanawiać, jakie jeszcze tajemnice skrywa.
"Mały symbol, który jest wytatuowany tuż pod twoją lewą piersią, jest w rzeczywistości barierą, która powstrzymuje innych przed czytaniem w twoich myślach" - powiedział teraz, wiedząc, dlaczego mógł usłyszeć Nicka bez próbowania, ale nie mógł usłyszeć jej, nawet gdy tak bardzo się koncentrował.
Lacey czuła, jak ciepło wzbiera w jej policzkach, gdy wpatrywała się w niego, nie mogąc zdecydować, czy jest podniecona, czy wkurzona. Nie trzeba było być geniuszem, żeby domyślić się, na czym skupiła się jego uwaga, kiedy po raz pierwszy wpadł do łazienki. Mogłaby przysiąc, że widziała srebro jego oczu jarzące się przez okulary przeciwsłoneczne i odwróciła wzrok, gdy jej serce zaczęło bić szybciej.
"Cóż... miło słyszeć, że tatuaż znak działa," powiedziała z poważną miną, po czym odwróciła się, by zabrać kufer z łazienki. Niedługo będzie martwa, ale jej ubrania wciąż musiały zostać powieszone, a poza tym, nie mogła po prostu stać tam i gapić się na niego cały dzień... to ją podniecało.
Nie mogąc usłyszeć nic więcej, Nick odsunął się od szczytu schodów i podążył w stronę głównej części sklepu. Uśmiechnął się i pokazał Gypsy kciuk w górę, sprawiając, że młoda kobieta uśmiechnęła się do niego z sympatią.
Rozejrzał się po pomieszczeniu, licząc ilu klientów kręci się po sali. Jak dotąd było ich pięciu i żadnego z nich nie musiała sprawdzać przed wpuszczeniem do środka. Nie spuszczał wzroku z liderki lokalnej grupy Wicca, która podeszła do Gypsy, chcąc dowiedzieć się, czy przesyłka, którą zamówiła w zeszłym tygodniu, już dotarła.
Gypsy schowała się na zaplecze, a on ruszył za nią na wypadek, gdyby coś z tego zamówienia okazało się ciężkie. Zatrzymał go jednak dźwięk dzwonka zamontowanego nad drzwiami. Jego szósty zmysł był znacznie wyższy niż u normalnego człowieka. Nick powstrzymał się od wydania z siebie zduszonego warknięcia, gdy zauważył demony stojące tuż za drzwiami.
Obaj wyglądali na byłych wojskowych, z ich przystrzyżonymi włosami i surowym wyrazem twarzy, ale Nick ostatnio stał się profesjonalistą w rozpoznawaniu demonów. Podobnie jak w przypadku bezdusznych wampirów, ich zapach zawsze je zdradzał.
Bardzo przystojny młody mężczyzna stanął między nimi na chwilę i wszedł do sklepu, jednak po chwili zatrzymał się. Spojrzał przez ramię na swoich dwóch towarzyszy, którzy wciąż stali przed wejściem do sklepu z głowami w dół i widząc ich wzburzenie miał wielką ochotę się roześmiać.
Kiedy obaj spojrzeli na niego oskarżycielsko, uśmiechnął się lekko i wzruszył ramionami: "Przepraszam, chłopaki." Wiedział, że zdawali sobie sprawę, że nie jest mu ani trochę przykro, sądząc po sposobie, w jaki na niego patrzyli, ale nie obchodziło go to, co myśleli. "Wygląda na to, że w końcu będę musiał to zrobić sam."
Nie zważając na nich, odwrócił się i rozejrzał po sklepie w poszukiwaniu starego dziadka lub wnuczki, z którą przyszedł się zobaczyć.
Nick wyprostował się i wsunął rękę do głębokiej kieszeni swojego prochowca, w której wycięto podszewkę, dając mu łatwy dostęp do innych rzeczy wszytych w skórę. Miał mały arsenał broni, której nie zawahałby się użyć, przedmioty, których mógłby użyć na wrogu bez zwracania na siebie uwagi innych klientów.
Podążał za mężczyzną, gdy ten szedł w stronę lady i zauważył, że nie patrzył na nic innego w sklepie. Nick miał przeczucie, że nieznajomy nie był tu jako klient, a jego demoniczne psy stróżujące, które obserwowały go teraz przez okno, nie były dobrym znakiem dla pierwszego dnia działalności Gypsy.
Nieznajomy wpatrywał się z zaciekawieniem w Gypsy, gdy ta wychodziła z zaplecza z pudełkiem i podchodziła do drugiej lady, gdzie czekała na nią kobieta.
Nick stanął pomiędzy Gypsy a dziwnym mężczyzną, który ją obserwował. "W czym mogę pomóc?"
Mężczyzna obrzucił go spojrzeniem ze znudzonym wyrazem twarzy sięgając do wewnętrznej kieszeni marynarki. Wyjął formalnie wyglądającą kopertę. "Jestem tylko posłańcem i nie mam złych zamiarów. Mam zaproszenie dla właściciela tego lokalu." Niechętnie odpowiedział bramkarzowi, ale nie dał się tak łatwo zastraszyć.